Jestem na spacerze.
Chodzę, przyjemnie, słoneczko świeci, rozmyślam nad hedonizmem i takimi różnymi. Nad kwietyzmem.
Tak, kwietyzmem. Dlaczego nie?
Widzę oczami duszy, takiego kwietystę przechadzającego się wśród kwiatków.
Ubrany na biało chodzi i chodzi. Tak jak ja. Tylko ja jestem ubrany normalnie, na czarno, a nie na biało.
Niekompletnie co prawda, bo czapeczkę mam szarą.
Kwietyzm, w mojej etymologiczności, pochodzi od kwiatów. Myślałem o samozadowoleniu wśród kwiatów i niestety zabierając się do pisania niniejszego, coś mnie podkusiło i sprawdziłem. Okazało się, że wszystko nieprawda.
Kwietyzm został wymyślony przez Miguela de Molinos. Jesteśmy w Hiszpanii, i tam 29 czerwca 1628 on się rodzi.
w miasteczku Muniesie. Panuje wtedy tam król Filip o numerze czwartym, za papieża mamy Urbana VIII, a Polską włada Zygmunt III Waza – król wszechstronnie utalentowany, pobożny i pracowity.
Zygmunt III Waza był malarzem i złotnikiem, uprawiał muzykę, kolekcjonował sztukę, nota bene, założył pierwszą galerię sztuki w Polsce. Unikał biesiad, rzeźbił, obrabiał bursztyn i budował zegary. Miał widać mnóstwo wolnego czasu.
Ale do rzeczy.
Miguel de Molinos zmarł w 1696 roku w więzieniu Świętej Inkwizycji w Rzymie. To więzienie to słynny Zamek Świętego Anioła, który najpierw nie był żadnym zamkiem a grobowcem cesarza Hadriana wybudowanym w 139 roku.
Jak widać nic nie jest proste, takim jakie się wydaje i Historia każe zmieniać grobowce na zamki i być może także czasami vice versa – zamki na grobowce.
Ale wracając do sednum sprawy, kwietyzm wcale nie pochodzi od kwiatów, a od łacińskiego słowa quietus, co oznacza poszukiwanie spokoju wewnętrznego. No i nieoczekiwanie, wpadamy tutaj w objęcia medytacji.
Ale zanim wpadniemy całkowicie, chcę nadmienić, że miejsce narodzin Miguela de Molinos – Muniesa, cicha gmina o powierzchni 129,8 km², zamieszkana w 2011 roku przez 653 mieszkańców, więc całkiem malutka, znajduje się w Aragonii, całkiem niedaleko Saragossy.
A Saragossa, u każdego prawowitego Polaka powinna się kojarzyć z Rękopisem znalezionym w Saragossie (tu można znaleźć jej hypertekstową wersję: http://ha.art.pl/rekopis/00_intro.html) – znanej powieści łotrzykowskiej, w której występuje postać Żyda Wiecznego Tułacza – Ahaswerusa.
Mam osobistą słabość do tej ciekawej postaci. Ahaswerus nie mógł stracić życia, bowiem zgubił śmierć. Teraz błąka się bez końca, oglądając świat i ludzi, sam skazany na wieczną kontemplację w oczekiwaniu końca świata.
Tak się trochę czasami czuję. Nie to, żebym zgubił Śmierć – to poważna pani, z której nie należy żartować, ale „kontemplacja w oczekiwaniu” – to coś jest mi bardzo bliskie.
Należy poznać siebie w możliwie najgłębszy sposób i praktykować kontemplację bez wysiłku – twierdził Miguel de Molinos i za tę herezję, na rozkaz papieża spędził drugą część życia w więzieniu. Przebywanie w spokoju w kontemplacji już wtedy nie popłacało.
Teraz apostołowie medytacji zalecają poszukiwanie cudownych wrażeń, harmonii, wspaniałej bezmyślności, czy błogostanu, niezwykłych zjawisk, cudów i lewitacji. Nie za bardzo widać w tym wszystkim spokój. Gubiony jest on w gonitwie za tymi niezwykłymi i wspaniałymi doznaniami.
Czy należy się jej poddawać?
Coś na ten temat wiadomo. Wszystkie zdecydowane poglądy …. . Zdecydowane ?
Nie! Wszystkie skrajne poglądy powinny zostać poddane weryfikacji.
Weryfikujmy zatem.
Jest w medytacji taki termin – korupcja wglądu. Starożytni mędrcy wymyślili to już dawno temu.
Jest ich dziesięć – tych niedoskonałości wglądu a czwarta dotyczy tak zwanej błogości i oto jej charakterystyki:
a. Może pojawić się uczucie komfortu.
b. Z powodu przyjemnych uczuć medytujący może chcieć kontynuować praktykę przez długi czas.
c. Medytujący może chcieć powiedzieć innym ludziom o wynikach, które już zdobył.
d. Medytujący może czuć się niezmiernie dumny i szczęśliwy.
e. Niektórzy mówią, że nigdy nie znali takiego szczęścia.
f. Niektórzy czują się głęboko wdzięczni swoim nauczycielom.
g. Niektórzy medytujący uważają, że ich nauczyciel jest bezustannie z nimi, aby im pomagać.
( Więcej po angielsku znajdziesz tam: https://dhammawheel.com/viewtopic.php?t=24285s )
Starożytni mędrcy wymyślili różne mądre rzeczy, a nowi mędrcy też.
Kwaśne pomarańcze i słodkie cytryny. – racjonalizacja nie mająca wiele wspólnego z racjonalizacją. Jest raczej całkowicie nieracjonalnym oszukiwaniem samego siebie. Podobno jest to tym, w czym ludzkie istoty celują.
Oczywiście poza nieustannym stwierdzaniem oczywistości.
Kwaśne cytryny są nazywane w języku Szekspira „sour grapes” – skąd to niby taka zmiana winogron na cytryny, nie wiem, może ktoś wie.
Historia nauki powinna ukrywać gdzieś w swoich zakamarkach odpowiedź na to wszystko.
Ale do rzeczy.
Kwaśne winogrona – umniejszanie tego, czego nie udało się osiągnąć
Słodkie cytryny – przekonanie siebie, że czujesz się lepiej bez tego, czego nie udało ci się osiągnąć; jesteś wtedy „zadowolony” ze straty lub z tego że zawiodłeś.
I tak czas mija nam na zastanawianiu się nad różnymi sprawami, zbieramy doświadczenie, stajemy się coraz mądrzejsi ( no nie przesadzajmy, niektórzy głupieją ), ale jak mówi stare chińskie przysłowie:
„Doświadczenie to grzebień, który daje nam natura, gdy jesteśmy już łysi.”
Autor:
Henryk Szmidt, kontakt: hszmidt@wanadoo.fr