Jeszcze niedawno karierę robiło określenie „Samolubny Gen”. W książce pod tym samym tytułem Richard Dawkins opisuje, jak ważne dla osiągnięcia przez ludzkość miejsca, w którym aktualnie się znajduje, było zachowanie się genów. Autor dowodzi, że wszystko zawdzięczamy ich egoistycznym tendencjom, gdyż rolą genu jest głównie ochrona jego samego. Naukowcy aktualnie się spierają, jak wygląda rzecz z neuronami – czy również są samolubne, czy raczej nie. Wydaje się jednak, że istotą i rolą każdego z neuronów jest wchodzenie w wiele relacji z innymi neuronami, im więcej, tym lepiej. Neuron samotny może wszak nawet zginąć! Więc można wręcz powiedzieć, że neurony lubią wchodzić w relacje z innymi i widzą w tym wielką wartość dla siebie. Tak wygląda w skali mikro.
W skali makro, w procesie ewolucji relacje społeczne odgrywały niebywale ważną rolę, szczególnie od czasu pojawienia się pierwszych ssaków, czyli ok. 50 mln lat temu. Wychowanie potomków, które przychodziły na świat nieprzygotowane do samodzielnego życia i przez jakiś czas potrzebujące opieki, wymagało współpracy społecznej. Wtedy też, przypomnijmy, zaczyna się rozwijać kora mózgowa ssacza, czyli układ limbiczny, odpowiedzialny za odczuwanie emocji, sygnalizowanie niebezpieczeństw, związki emocjonalne z innymi osobnikami. Ewolucyjnie były nagradzane te rozwiązania, które z jednej strony pozwalały na zdobycie przychylności własnej grupy (dowiedziono, że uśmiech niemowląt ma to właśnie na celu), z drugiej zaś bezbłędność szybkiego rozpoznania wszelkiego niebezpieczeństwa, w tym również umiejętność rozpoznania, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Na przestrzeni milionów lat mózg nauczył się z tym radzić, zwykle lepiej, czasem gorzej.
Dzisiaj, kiedy minęły miliony lat, nasz mózg i my sami cały czas działamy w tych dwóch obszarach – z jednej strony gonimy za miłością i akceptacją innych, z drugiej strony jesteśmy nieustannie nastawieni na odbiór wszelkich sygnałów o zagrożeniach, również ze strony obcych ludzi, zwykle odbieranych jako niebezpieczni. Jeśli popatrzymy z pewnej perspektywy na nasze życie, zapewne stwierdzimy, że zdecydowana większość ważnych rzeczy, które nas spotkały, zarówno dobrych jak i takich, o których chcielibyśmy zapomnieć, to wynik naszych relacji z innymi ludźmi. Te relacje nas tworzą, dzięki nim wzrastamy lub odwrotnie, niszczą nas, bądź są źródłem zgryzot lub smutku. Według wielu naukowców warunkiem zachowania zdrowia i sprawności przez długi czas jest pamiętanie o trzech czynnikach tego dobrostanu: zbalansowana dieta, ćwiczenia fizyczne i … zharmonizowane relacje społeczne.
Poprzez własną ocenę jakości tych relacji człowiek ma poczucie albo dobrostanu, albo niezaspokojenia i frustracji. Wiele zachowań dysfunkcyjnych ma swoje źródło w niesatysfakcjonujących relacjach z innymi.
Jeszcze wielokrotnie będę wracał do tematu relacji społecznych w kontekście zastosowań odkryć neurobiologii w coachingu i, szerzej, w zarządzaniu.